Louis miał przyjemność poznać ojca
Nanette, kiedy został zaproszony na obiad do ich pięknego domu. Zamierzali
rozpocząć sesję z czytaniem książek, tego wręcz nie mógł się doczekać. Już tak
dawno nie mógł żyć światem oderwanym od rzeczywistości. Brakowało mu tej
odskoczni. Nanette Elvador była tak samo
podekscytowana jak chłopak. Czym było dla nich obu szczęściem?
Nieposkromione uczucie, pojawiające
się w momentach pięknych, kiedy niczego im nie brakuje. Zawsze trzeba podejmować
ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem
jest życie – mawiał Paulo Coelho. Nan nie znała Lou, a jednakże mu ufała.
Postawiła wszystko na jedną kartę, chcąc mu pomóc i wywiązać się z obietnicy
danej samej sobie.
Pełna radości, z uśmiechem chodziła
po galerii sztuki, pracując. Chciała jak najszybciej wszystko zakończyć i
pojechać po Louisa, który miał czekać na nią w kawiarni. Obydwoje zajęci pracą, myśleli o popołudniu.
Spędzanie czasu razem dawało im satysfakcję. Zupełnie jak w czasach wojny, gdy
zakochani spotykali się potajemnie. Spotkaniom tej dwójki towarzyszyła euforia
oraz tajemniczość. Czego nowego dowiadywali się o sobie? Nan nigdy nie mogła
być pewna, czym chłopak ją zaskoczy – mogła jedynie wiedzieć, że nie będzie
rozczarowana.
Gdy pojawiła się w kawiarni, Louis
rozstawiał skrzynie na zapleczu. Robił to powoli, ale szło mu bardzo dobrze.
Diego chodzący po sali i zbierający zamówienia, nie miał żadnych zastrzeżeń.
Kilka razy w ciągu dnia usłyszał huk i musiał upewnić się, że przyjacielowi nic
nie jest. Lou nic nie dał po sobie poznać. Szedł w zaparte i udało mu się
rozpakować towar bez większych obrażeń jak kilka siniaków, które pojawiły się,
gdy spadła na niego skrzynka. Zadowolony z efektów wytarł ręce i odwrócił się,
a w tym samym momencie podeszła do niego Nanette.
– Dzień dobry – uśmiechnęła się i
ucałowała go w policzek. – Ładna koszula. Jest granatowa – podpowiedziała mu.
– Ach, tak. Dziękuję – ujął jej
dłoń. – A ty jak dziś wyglądasz?
Spojrzała na swoją klasyczną,
beżową sukienkę i automatycznie wygładziła materiał ręką.
– To nic specjalnego. Sukienka,
wiesz, taka jak noszą nauczycielki do pracy. Prosta. Ma kolor kawy z mlekiem –
opisała strój, a na twarzy Lou malował się lekki uśmiech. – Co? – spytała,
chcąc wiedzieć, czemu był rozbawiony.
– Pięknie to porównujesz – wzruszył
ramionami. – Kawy z mlekiem. A twe oczy niczym szmaragdy zielone – zamruczał,
na co to ona się roześmiała. – Buty koloru kości słoniowej? – zasugerował.
– Lou! – szturchnęła go. –
Chciałam, żebyś to sobie łatwiej wyobraził – wyjaśniła.
– Ależ dziękuję – uśmiechnął się i
skinął głową. – Idziemy?
Dziewczyna westchnęła i wywróciła
oczami, ciągnąc chłopaka za rękę. Weszli do kawiarni i zamienili kilka słów z
Diego.
– Dobra robota, Lou. Dzięki za
pomoc – kelner wyjął z kasy kilka euro. – Twoja dniówka, stary, dobrze wydaj,
czy coś – wsunął mu banknoty do kieszeni i poklepał po ramieniu.
– Popatrz jaki bogaty jestem.
Widzisz jak dobrze trafiłaś? – Louis objął Nanette w talii.
– Dosypałeś mu coś dzisiaj do
herbaty? – dziewczyna zerknęła na przyjaciela. – Gada jak potłuczony.
– Może tak go nosi przez
perspektywę wieczoru z tobą. Bądź co bądź, Louis wciąż jest jedynie facetem.
Sama rozumiesz – poruszył brwiami, śmiejąc się pod nosem.
– To, że cię nie widzę, nie
oznacza, że nie wiem co robisz – szatyn uderzył Hiszpana w brzuch, na co ten
jęknął i rozbawiony wrócił do zbierania zamówień.
Nan pchnęła lekko Louisa w stronę
wyjścia. Podała mu jego kurtkę, która wisiała na wieszaku i wyszli z lokalu.
Chłód odczuwalny był od razu, dlatego dziewczyna od razu zaprowadziła ich do
samochodu. Za kierownicą czekał Joseph.

– Dzień dobry, proszę pana –
odezwał się uprzejmie.
Louis zmarszczył brwi, zatrzymując
dłoń na klamce drzwi.
– To Joseph. Nasz kierowca, lokaj i
przyjaciel rodziny – wyjaśniła Nan, czując, że chłopak był nieco skrępowany. –
Joseph, poznaj Louisa – przedstawiła mężczyzn i po wymienieniu uścisków dłoni
wszyscy wsiedli do samochodu.
Jechali w ciszy, która nie była
przeszkodą. Louis siedział ze spuszczoną głową, oczy miał zamknięte, choć
przysłonięte czarnymi szkłami okularów. Westchnął cicho, czując zmęczenie, ale
i podekscytowanie. Żałował, że nie zobaczy domu Elvadorów, a jedynie będzie
mógł go sobie wyobrazić. Może trochę się denerwował? Nie był pewien. Miał
poznać ojca Nan. Jaki był ten człowiek? Polubi Louisa? Zaakceptuje, że będzie
bywał w ich domu? Nigdy wcześniej nie był w takiej sytuacji i teraz obawiał się
efektów.
– Rozluźnij się – poprosiła Nan,
szepcząc mu do ucha.
Ciepły oddech owiał jego policzek,
więc od razu podniósł głowę i ułożył dłoń na udzie dziewczyny.
– Jest w porządku. Humor dalej mi
dopisuje – zmarszczył nos i uśmiechnął się. – Twój tata wie, co będziemy robić?
To znaczy, że zamierzasz zapraszać mnie na… wieczory z książką? – zapytał, nie
wiedząc jak to inaczej ująć.
– Mniej więcej – wzruszyła ramiona,
zapominając, że Louis nie mógł zobaczyć żadnego z jej gestów. – Nie przeszkadza
mu to, że mam przyjaciół. To bardzo pozytywny człowiek. Zresztą on za dobrze
mnie zna i wiem, że wybieram odpowiednich ludzi, z którymi chcę rozmawiać,
spotykać się i utrzymywać bliższy kontakt. Jak każdy ojciec potrafi się
martwić, ale nie popada w paranoję. Nigdy nie dałam mu specjalnych powodów do
tego.
– Nie miałem ojca, chyba nie wiem
jak to jest – odpowiedział Lou, pocierając ręką czoło. – Ale mamę wspominam
dobrze.
– Ja za to nigdy nie poznałam mamy.
Zmarła. Rozumiem jak to jest – uśmiechnęła się smutno i oparła głowę na
ramieniu chłopaka. – Nie myślmy dzisiaj o przykrych rzeczach. To ma być miły
wieczór. Wiesz co będziemy czytać? – zachichotała.
– Klasyka? – zwilżył językiem dolną
wargę i przeczesał włosy. – Czy uraczysz mnie czymś nowym?
– Wyobraź sobie, że to będzie
bestseller.
– Pięćdziesiąt twarzy Greya? –
uniósł brwi.
– Czytałeś to?
– Oczywiście – prychnął rozbawiony.
– Znam na pamięć. Po prostu słyszałem o tym, ale nie gustuję w takiej
literaturze. Przykro mi. Nan. Kupić ci na święta?
– Masz dzisiaj świetny humor –
pokręciła głową. – Bardzo zabawne. Nie, nie Pięćdziesiąt twarzy Greya. Będziemy
czytać Dziewczynę z pociągu. Najczęściej kupowana książka w Stanach
Zjednoczonych. Może ci się spodoba, ja też jeszcze nie czytałam, więc skromnie
mówiąc, będzie premiera.
– Co za zaszczyt. Mam nadzieję, że
dobra.
– Chyba dobra skoro jest tak
doceniona i kupowana.
– Z tego co słyszałem, Grey
utrzymywał się na pierwszych miejscach. Nie będę się wypowiadał, bo nie
czytałem tej książki, ale… – Nan przerwała mu.
– Ja czytałam i nie jest zbyt
dobra. Chodzi mi o styl pisania. Jest ubogi, tekst ma wiele powtórzeń i błędów.
Sceny zaczynają być monotonne i opisane w ten sam sposób. Z drugiej strony
autorka dobrze ujęła stronę psychologiczną Christiana. Naprawdę chcesz o tym
rozmawiać? – zerknęła na niego i położyła swoją dłoń na dłoń chłopaka, która
wciąż spoczywała na jej udzie.
– Lubię jak mówisz, cokolwiek –
zaśmiał się, wzruszając ramionami.
Nan uśmiechnęła się pod nosem i
splotła ich palce bez słowa. Auto zwolniło, aby po chwili zatrzymać się pod
dużą posiadłością. Idąc do środka, cicho szeptała, opowiadając mu wygląd domu.
Kiwał głową, wyobrażając to sobie. Musiał być naprawdę piękny… A jemu nie dane
to zobaczyć, niestety.
Gdy tylko przekroczyli próg,
usłyszeli muzykę, a Louis jak za pomocą czarodziejskiej różdżki, rozluźnił się.
Nan od razu to poczuła, ścisnęła jego dłoń i uśmiechnęła się wesoło. Ciągle
zapominała, że nie mógł zobaczyć jej szczęścia. Muzyka i książki – pomyślała –
lekarstwo na Louisa.
– Przejdziemy do salonu –
oznajmiła, podając Josephowi płaszcz.
– Gdzie tylko zaprowadzisz –
chłopak zdjął kurtkę, a lokaj odwiesił ich okrycia.
Nanette złapała Louisa za rękę i
radosnym krokiem ruszyła do pokoju, gdzie jej ojciec właśnie dokładał do
kominka. Płomienie ognia pożerały kawałki drewna. Mężczyzna otrzepał dłonie i
podniósł się, odwracając do córki i gościa. Był szczupłym, wysokim brunetem z
kozią bródką. Czarne włosy zostały przyprószone siwizną. Ubrany był w koszulę i
spodnie od garnituru. Niestety, tego też Louis nie mógł zobaczyć.
– Tato – dziewczyna złapała go za
ramię. – Plany uległy zmianie. Nie pytaj. Chciałabym ci przedstawić Louisa.
Louis, to mój ojciec Julian.
– Miło mi, chłopczę – wyciągnął
dłoń do szatyna.
Nan delikatnie naprowadziła rękę
Louisa i uścisnęli dłonie.
– Mów mi po prostu, Julian –
poprosił ojciec Nanette.
– Prawie jak Julian Carax – Lou
uśmiechnął się.
– Cień wiatru? – Julian podszedł do
stolika, gdzie stała szklanka z bursztynowym alkoholem. Nan westchnęła, widząc
że ojciec znów pije whisky. – Bardzo
dobra książka, ale o tym rozmawiaj z moją książką. To ona niczym Clara Barcelo
interesuje się Zafonem. Tyle, że ma łatwiej, bo posiada dostęp do internetu i
autor nie pali swoich książek.
– Nie mówiłaś – Louis zmarszczył
brwi naprawdę zaskoczony.
Nan roześmiała się w odpowiedzi i
podbiegła do ojca. Cicho wyjaśniła mu, że ich goście nie czuje się komfortowo
bez okularów i poprosiła, by nie odbierał tego jako brak kultury. Julian
pokiwał głową i o nic nie pytając wypił pozostałość szklanki. Jeszcze raz
przyjrzał się chłopakowi, zanim jego córka wyprowadziła gościa z salonu.
Mężczyzna wzruszył ramionami i usiadł przed kominkiem, wyciszając się przy
muzyce Adele.
– Polubił cię – stwierdziła Nan,
śmiejąc się. – On już tak ma. Przed sobą masz marmurowe schody. Są bardzo
szerokie. Wejdziemy po nich do biblioteki. Przyniosą nam tam obiad i zjemy
sami, żebyś czuł się dobrze w tym domu. Od teraz jesteś tu mile widziany.
– Dziękuję – ścisnął jej dłoń i
uniósł do swoich ust, by delikatnie ucałować.
Na policzkach dziewczyny pojawił
się rumieniec i teraz ucieszyła się, że nie mógł tego zobaczyć. Zawstydził ją,
a to nie zdarzało się często. Nawet Diego, który zasypywał ją komplementami nie
był w stanie tego zrobić.
– Chodźmy – powiedziała i powoli
zaczęła prowadzić g po schodach.
Idąc do biblioteki nieustannie
opowiadała mu, co znajduje się na ścianach, co stoi po bokach. Starała się nie
pominąć żadnego szczegółu, bo wiedziała, że dla Louisa to bardzo ważne. To ona
była jego oczami. Wspominała również o ilości pokoi, o tym, co gdzie się znajduje.
~*~
Lokaj opuścił bibliotekę z
talerzami po znakomitym obiedzie. Nan uchyliła okno i usiadła na fotel, obitym
czerwoną skórą. Louis uczynił to samo chwilę wcześniej. Na ławie leżała sterta
książek, a jedna z nich była albumem o dziełach sztuki. Kolejne to podręczniki,
z których korzystała przyszła nauczycielka – Nanette, by powtarzać materiał na
zajęcia.
– Możemy zaczynać? – spytała,
biorąc do rąk nowiutki egzemplarz „Dziewczyny z pociągu”.
– Poczekaj – poprawił okulary na
nosie. – Możesz włączyć muzykę lub otworzyć drzwi?
– Oczywiście – podniosła się i
szybkim krokiem podeszła do wyjścia, by zostawić drzwi otwarte na oścież i
wróciła na fotel.
Muzyka powoli zaczęła wypełniać
pomieszczenie. Melodia klasyki wdzierała się między książki, niezauważalnie
poruszający ich kartkami. Uspokajała podekscytowane dusze tej dwójki, która
napawała się intymnością tej chwili. Louis z zamkniętymi oczami słuchał
delikatnego głosu Nan, którzy brzmiał niczym dzwoneczki kołysane przez wiatr.
Dziewczyna starała się przelewać w swoje słowa jak najwięcej emocji, zależało
jej, by Lou był zadowolony. W końcu tylko tak mogła mu pomóc, jeśli chodziło o
czytanie.
Strony przewracały się bardzo
szybko, czas płynął, godzina za godziną, czym w ogóle zdawali się nie
przejmować. Nie śpieszyło im się, choć za oknem dzień przywitał noc. Kiedy w
pewnej chwili Nan uniosła głowę, zabrakło jej tchu. Wargi Louisa były
delikatnie rozchylone, dłonie ułożył na oparciu fotela. Wyglądał na
zrelaksowanego, zadowolonego. Guzik białej koszuli był rozpięty przy kołnierzyku,
przez co Lou był jeszcze bardziej pociągający. Światło lampki oświetlało jego
spokojną twarz i Nan wiedziała, że był szczęśliwa. Chciała częściej widzieć
jego uśmiech, słyszeć charakterystyczny wesoły śmiech i móc patrzeć w jego
oczy…
– Dlaczego przerwałaś? Coś nie tak?
– zapytał, gdy cisza trwała zbyt długo.
– Ja… – Nan przełknęła ślinę i
odłożyła książkę, nie zamykając jej, by nie zgubić strony na której skończyła
czytać.
Podniosła się z miejscem i podeszła
do Louisa, a jej obcasy odbijały się echem o podłogę.
– Tak? – poprawił się na fotelu.
Czuł jej obecność blisko siebie.

Wyciągnęła dłonie i zsunęła ciemne
okulary z twarzy Louisa. Otworzył oczy, a ona na swoją zgubę w nie spojrzała.
Szaroniebieski ocen był tak piękny, choć wzrok wziąć pozostawał nieobecny. Nanette
nie powstrzymując się dotknęła palcami policzka młodego mężczyzny. Zadrżał, a
chwilę później wtulił twarz w jej delikatną dłoń.
– Nan… – mruknął cicho i ułożył
ręce na biodrach dziewczyny.
Nie chciał stracić okazji, przerwać
pięknej chwili, chciał zapamiętać ten wieczór jako jeden z najlepszych w jego
życiu.
– Pocałuj mnie – powiedziała,
obwodząc palcami kontur jego pełnych warg.
Louis spokojnym ruchem przyciągnął
ją na kolana. Zamknął oczy i odwrócił głowę w jej stronę.
– Wiedz, że ja nigdy… - zaczął,
lecz przerwała mu.
– Wiem. Cicho, spokojnie, Lou –
pogłaskała jego policzek i pochyliła się, dotykając ustami jego ust.
To była zapowiedź, tego co stało
się później. Ich wargi złączone w jedność, muskały się, pieściły. Idealnie do
siebie pasowały. Całował ją z uczuciem, lekką namiętnością, a ona ulegała mu,
wplątując palce we włosy chłopaka. Oddawała pieszczotę, wzdychając.
Dwoje młodych ludzi w bibliotece. Dwoje młodych ludzi pochłoniętych
zachłannością i uczuciem.
~~~*~~~
Dzisiaj urodziny Louisa! No dobrze, ale także święta. Życzę Wam by były spokojne i udane, spędzone w gronie najbliższych.