niedziela, 10 kwietnia 2016

13||" dopełniali się jak ogień i woda, jak słońce i deszcz."

– Za chwilę się zapowietrzysz – zauważył ze śmiechem Diego, dosypując soli do przygotowanego dania na patelni. – Powiedziała, że przyjdzie, to przyjdzie. Uwierz, że się nie spóźni.
Louis siedział przy stole w kuchni i stukał palcami w blat. Denerwował się, a bzyczenie zwisającej z sufitu żarówki, nie pomagało. Diego mógł łatwo mówić, on dziś jedynie im pomagał, obsługiwał. Za to Lou musiał flirtować i sprawić, by randka była naprawdę udana. Nigdy w życiu nie miał bliższego kontaktu z kobietami. Słowo „uwieść” lub „oczarować” było mu obce. Chyba, że chodziło o drugą stronę medalu. Nan zdecydowanie go oczarowała. Nie dało się zaprzeczyć, był pod jej urokiem.
Dzisiaj zadbał o odpowiedni strój, który zaakceptował jego przyjaciel, w dodatku pomagając zawiązać Louisowi krawat. Prezentował się bardzo przyzwoicie. Wziął niedawno prysznic, więc włosy wciąż miał trochę wilgotne. Grzywka opadała mu na czoło i łaskotała go.
– Hej, kochasiu – głos Diego znów sprowadził go na ziemię. – Mówi się!
– Tak, tak. Wiem, że przyjdzie. Ona nigdy mnie nie zawiodła. – Pokiwał głową i przetarł twarz ręką. Jego usta wykrzywiły się w grymasie. – Jeju, ręce mi pachną pomarańczami. To wszystko twoja wina – zaśmiał się.
– Jak się cały dzień obierało… W zasadzie dużo soków poszło, więc twoja robota się przydała – zapewnił go i zamieszał sos w sałatce.
Louis podniósł się i powoli podszedł do bruneta. Wybadał rękoma blat, chciał jakoś pomóc, bo bezradność okropnie go drażniła.
– Ani się waż. Ja gotuję, ty się nie wtrącasz – odezwał się Diego, widząc zamiary przyjaciela. – Acha, kupiłem prezent. Poczekaj. Tylko nic mi tu nie ruszaj – ostrzegł i zostawił Louisa ze skrzywioną miną.
Wyjął prezent z kurtki i uśmiechnął się pod nosem, bo wiedział, że wybór był trafny. Było to małe czerwone pudełko, w środku znajdowała się biżuteria. Być może Diego nie był oryginalny, ale to podarunek od serca. Miał pewność, że Louis też by wybrał właśnie ten upominek. Musiał mu go pokazać, bo zżerała go ciekawość, jak zareaguje. Wrócił do małego pomieszczenia i odetchnął z ulgą, widząc, że przyjaciel grzecznie czekał, niczego nie dotykając.
– Proszę. – Diego włożył prezent do ręki Louisa.
Zanim zaczął opisywać przedmiot, chłopak dokładnie obracał go w palcach. Widział dotykiem. Był zafascynowany, przygryzał wargę i marszczył brwi.
– To bransoletka z ozdobami – stwierdził i zwilżył językiem dolną wargę. – Trzy zawieszki, ale nie mam pojęcia jakie.
 – Tak – potwierdził Diego. – Kawa, książka i nuta. Ona to uwielbia. Usiąść z kawą przy muzyce, czytając dobrą książkę. Poza tym do tej bransoletki można doczepić jeszcze więcej zawieszek, które będą miały osobne znaczenia – dodał i pomógł Louisowi schować prezent do pudełeczka.
Szatyn westchnął cicho i kiwnął głową. Na pewno będzie tym zachwycona. Lubiła drobnostki.
– To kosztowało więcej niż ci dałem – szepnął zawstydzony, czując się z tą świadomością cholernie źle. Ktoś znów za niego płacił.
– A kto obierał cały dzień pomarańcze?
– Doskonale wiesz, że to miało być za kolację. Nie rób ze mnie głupca. Ciągle kogoś wykorzystuj.
Diego przeczesał włosy palcami i przygryzł wargę. Nie lubił, gdy Louis obwiniał się za błahostki. Był świetnym człowiekiem, którego spotkało nieszczęście. Ani Diego, ani jego rodzina i na pewno nie Nan, nie żałowała mu pomocy. To nie były wielkie koszty, Louis nie był drogim obywatelem i niewiele mu było trzeba.
– Mam pomysł – odezwał się Diego Camacho, pocierając palcami brodę. – Zbiorę książki, które chciałbyś sprzedać i to zrobię. Po prostu ci pomogę. Sprzedam za wyższą cenę niż tę, którą najczęściej wystawiasz. Jedną trzecią z utargu wezmę i za to kupię coś do kawiarni. Resztę ci oddam. Czy taki układ ci odpowiada?
– Zdecydowanie – Lou od razu przytaknął. – Przynajmniej nie będę mieć kolejnego długu – uśmiechnął się, ponieważ jego dobry humor znów powrócił.
– Jednak jestem mądry – mruknął Diego i wrócił do gotowania.
Mieli jeszcze trochę czasu, zanim w progu pojawi się Nanette. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Diego miał tu zostać około godziny. Robił za kelnera i wcale mu to nie przeszkadzało. Chciał pomóc tym dwóm gołąbkom, które do siebie wzdychają. Pasowali do siebie idealnie. Typowe powiedzenia: dopełniali się jak ogień i woda, jak słońce i deszcz. Kibicował im z całego serca i miał przekonania, że im się uda. Chociaż Louis był dość nieśmiały, Nanette wiedziała, czego chce i pragnie. Inaczej nie dawałaby mu nadziei. Miała dobre serce, więc po co miałaby grać? Nie wodziła Louisa za nos. Ich uczucia można było wyczytać jak z otwartej księgi, przynajmniej Diego nie miał z tym problemu. Chociaż to może dlatego, że ich znał i się z nimi przyjaźnił?
Nanette przyjechała punktualnie. Nie za wcześnie, nie za późno. Nie lubiła się spóźniać i sama nie tolerowała spóźnień. Czas był bardzo cenny, przeważnie bardziej niż pieniądze.
Louis powoli zsunął z ramion dziewczyny płaszcz i odwiesił. Za jej pozwoleniem ułożył dłonie na biodrach Nanette, przesuwając nimi coraz wyżej. Czuł pod palcami delikatny materiał. Wiedział, że musiała pięknie wyglądać w sukience. Wyobrażał sobie Nan w kolorze lazuru. Jak ocean.
– Ślicznie wyglądasz – szepnął, dotykając policzka dziewczyny.
Nanette przymknęła oczy, na jej twarzy wymalowały się różane rumieńce. Mimo że Louis nie widział, odczuwała to jako szczery i czuły komplement prosto z serca. Uśmiechnęła się i musnęła jego malinowe usta. Poczuł dotyk piórka, ledwie go zapamiętał, ale to wystarczyło, by serce zabiło mocniej. Westchnął cicho, otrząsając się z przyjemnej chwili, która mogła trwać wiecznie. Powoli przeszli do salonu, gdzie czekał Diego, trzymając w ręku butelkę czerwonego wina. Dwa kieliszki, stojące na blacie zniszczonego stołu, przyniósł z kawiarni. Nan spojrzała na przyjaciela z uśmiechem.
grafika kristen stewart, smile, and tumblr– Witaj, piękna – odezwał się, puszczając jej oczko.
– Nie przeginaj – mruknął Louis, odsuwając krzesło dla Nanette.
Wesoły śmiech dziewczyny rozniósł się po niewielkim pokoju. Ucałowała Diego w policzek i rozbawiona zajęła miejsce przy stole. Gdy Louis usiadł, ich przezroczyste kieliszki zostały wypełnione szkarłatnym winem.
– Będę dziś państwa obsługiwać. Pozwolicie, że udam się po danie – powiedział Diego profesjonalnym tonem.
– To zaszczyt mieć takiego kelnera – odparła poważnym tonem brunetka i po chwili znów wybuchnęła radosnym śmiechem.
Diego uśmiechając się, opuścił pokój i zostawił romantyczną dwójkę samą.
– Mam coś dla ciebie. – Louis sięgnął po pudełko, które wcześniej położył na stole. Jego dłoń najpierw natknęła się na talerz, dopiero później na prezent. – Proszę. Mam nadzieję, że wybór był trafny.
– Och… – Nanette ujęła pudełeczko i otworzyła je, by ujrzeć piękną, symboliczną bransoletkę.
– Podoba ci się? – spytał Louis, przerywając ciszę.
Nanette uśmiechnęła się, oglądając zawieszki przy bransoletce. Bez wahana zapięła ozdobę na nadgarstku i delikatnie poruszyła ręką, tak że biżuteria zabrzęczała.
– Jest urocza, Lou. Idealnie do mnie pasuje. Dziękuję. – Dotknęła jego dłoni i lekko ścisnęła.
Chłopak w przeciwsłonecznych okularach, uśmiechnął się szeroko. Wiedział, że nie kłamała, a świadomość o prezencie, który mógł jej dać, sprawiała mu radość. Chciał, by za każdym razem, gdy spojrzy na bransoletkę, pomyślała o nim. Być może odczuwał to jako zaszczyt, że ta niesamowita dziewczyna jadła z nim dzisiaj kolację, ale w rzeczywistości było kompletnie na odwrót. To Nanette jadła kolację z chłopakiem o wyjątkowej osobowości. Uwielbiała jego poczucie humoru, sposób w jaki się uśmiechał i gdy zdejmował okulary – wtedy widziała zmarszczki wokół jego oczu. Był jedyny w swoim rodzaju.
Diego wszedł do salonu z pachnącym daniem. Obsługiwał parę bardzo profesjonalnie i sam spostrzegał, że uśmiecha się pod nosem. Widok zapatrzonych w siebie, rozmawiających przyjaciół, po prostu mu odpowiadał. Obydwoje byli szczęśliwi. Niewielkim kosztem mógł pomóc Louisowi, który prócz tego, że potrzebował, to również zasługiwał. Ludzie powinni pomagać, nie oczekując niczego w zamian. Tylko w tych czasach było bardzo ciężko o takie osoby.
grafika fashion, gif, and kristen stewart
Trójka przyjaciół w małym mieszkaniu udowadniała, że przyjaźń potrafi być silniejsza od pychy i zachcianek. W sercu Diego rozpalało się miłe uczucie. Miał świadomość, że dobrze robi, ale teraz musieli pozostać sami. To był wieczór Louisa i Nanette. Opuścił mieszkanie z uśmiechem na ustach. Zadowolony jechał do domu, goniąc noc.
Brunetka o zielonych oczach siedziała na kanapie Lou, pijąc wino. Był to chyba trzeci kieliszek, więc humor jej się udzielał i coraz więcej mówiła. Opowiadała Louisowi o galerii, studiach, ciekawych przeżyciach. Wspominała także o zeszycie, w którym zaplanowała całą podróż po świecie. Rozmarzona przywoływała obraz Anglii, którą tak bardzo chciałaby zobaczyć. To samo z Francją, która ciekawiła ją od lat. Miała marzenia i możliwości, by je spełniać, ale z tym chciała poczekać. Jej priorytetem były studia oraz Louis. Najpierw załatwi mu dokumenty, później wizytę u lekarza. A może później będzie możliwa operacja? Jeśli byłaby nadzieja na odzyskanie wzroku, to ułatwiłoby mu życie.
– Chcę ci coś pokazać – odezwał się, gdy Nan skończyła kolejną historię.
– Tak? Co takiego? – Odstawiła kieliszek na podłogę i wzięła chłopaka za rękę.
Uśmiechnął się, wstając, więc dziewczyna zrobiła to samo. Szła za nim, prowadzona do kolejnego, niewielkiego pokoju. Już tu była. To pokój z pianinem i książkami wypełniony aż po sufit.
– Chcesz, bym czytała? – spytała, zerkając na szatyna.
– Nie, aniele – pokręcił głową i wyciągnął przed siebie ręce.
Ostrożnie szedł w stronę regału. Gdy poczuł pod palcami grzbiety książek, westchnął zrezygnowany i zawrócił. Nan podeszła do niego i podprowadziła do pianina, domyślając się, gdzie chce dojść.
– Dziękuję. Zagram ci piosenkę. Znam ją jedynie z pamięci, nie można też powiedzieć, że umiem grać, bo robię to od niedawna.
– Naprawdę? – zdziwiła się, kładąc dłoń na jego ramieniu. – Uczyłeś się grać nie widząc? Sam?
– Tak, ale wciąż się mylę. To tylko fragment – posłał jej mały uśmiech i usiadł przy pianinie.

Wziął głęboki oddech, przypominając sobie melodię. Zaczął grać, choć czasem palcem nie trafiał w odpowiedni dźwięk. Ale komu to przeszkadzało? Ona słuchała jak zaczarowana, on jak zakochany nastolatek grał, chcąc sprawić jej radość. I nic poza tym się nie liczyło.

3 komentarze:

  1. Awww... Świetny rozdział :) Lou i Nan idealnie do siebie pasują :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I love ten rozdział 💕
    Sorki za spam:
    "Pamiętam kiedy leżeliśmy na łące i patrzyliśmy na niebo z migoczącymi gwiazdami,gdy za każdym razem mówiłem do Ciebie:"Gdy odejdę będę czekał na Ciebie jako Gwiazda".Wtedy wtulałaś się we mnie i mówiłaś:"Nigdy nie będziesz czekał na mnie gdyż mamy to samo serce"
    ~kolorowaLuś69💜
    Zapraszam na moje nowe opowiadanie w formie listów pt."Jesteś moją gwiazdą polarną"
    https://www.wattpad.com/story/69389072-jeste%C5%9B-moj%C4%85-gwiazd%C4%85-polarn%C4%85

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeżu taki idealny rozdział difjidjifdjifjidfdsfdsf

    OdpowiedzUsuń