– Za chwilę się zapowietrzysz –
zauważył ze śmiechem Diego, dosypując soli do przygotowanego dania na patelni.
– Powiedziała, że przyjdzie, to przyjdzie. Uwierz, że się nie spóźni.
Louis siedział przy stole w kuchni
i stukał palcami w blat. Denerwował się, a bzyczenie zwisającej z sufitu
żarówki, nie pomagało. Diego mógł łatwo mówić, on dziś jedynie im pomagał,
obsługiwał. Za to Lou musiał flirtować i sprawić, by randka była naprawdę
udana. Nigdy w życiu nie miał bliższego kontaktu z kobietami. Słowo „uwieść”
lub „oczarować” było mu obce. Chyba, że chodziło o drugą stronę medalu. Nan
zdecydowanie go oczarowała. Nie dało się zaprzeczyć, był pod jej urokiem.
Dzisiaj zadbał o odpowiedni strój,
który zaakceptował jego przyjaciel, w dodatku pomagając zawiązać Louisowi
krawat. Prezentował się bardzo przyzwoicie. Wziął niedawno prysznic, więc włosy
wciąż miał trochę wilgotne. Grzywka opadała mu na czoło i łaskotała go.
– Hej, kochasiu – głos Diego znów
sprowadził go na ziemię. – Mówi się!
– Tak, tak. Wiem, że przyjdzie. Ona
nigdy mnie nie zawiodła. – Pokiwał głową i przetarł twarz ręką. Jego usta
wykrzywiły się w grymasie. – Jeju, ręce mi pachną pomarańczami. To wszystko
twoja wina – zaśmiał się.
– Jak się cały dzień obierało… W
zasadzie dużo soków poszło, więc twoja robota się przydała – zapewnił go i
zamieszał sos w sałatce.
Louis podniósł się i powoli
podszedł do bruneta. Wybadał rękoma blat, chciał jakoś pomóc, bo bezradność
okropnie go drażniła.
– Ani się waż. Ja gotuję, ty się
nie wtrącasz – odezwał się Diego, widząc zamiary przyjaciela. – Acha, kupiłem
prezent. Poczekaj. Tylko nic mi tu nie ruszaj – ostrzegł i zostawił Louisa ze
skrzywioną miną.
Wyjął prezent z kurtki i uśmiechnął
się pod nosem, bo wiedział, że wybór był trafny. Było to małe czerwone pudełko,
w środku znajdowała się biżuteria. Być może Diego nie był oryginalny, ale to
podarunek od serca. Miał pewność, że Louis też by wybrał właśnie ten upominek.
Musiał mu go pokazać, bo zżerała go ciekawość, jak zareaguje. Wrócił do małego
pomieszczenia i odetchnął z ulgą, widząc, że przyjaciel grzecznie czekał, niczego
nie dotykając.
– Proszę. – Diego włożył prezent do
ręki Louisa.
Zanim zaczął opisywać przedmiot,
chłopak dokładnie obracał go w palcach. Widział dotykiem. Był zafascynowany,
przygryzał wargę i marszczył brwi.
– To bransoletka z ozdobami –
stwierdził i zwilżył językiem dolną wargę. – Trzy zawieszki, ale nie mam
pojęcia jakie.
– Tak – potwierdził Diego. – Kawa, książka i
nuta. Ona to uwielbia. Usiąść z kawą przy muzyce, czytając dobrą książkę. Poza
tym do tej bransoletki można doczepić jeszcze więcej zawieszek, które będą
miały osobne znaczenia – dodał i pomógł Louisowi schować prezent do pudełeczka.
Szatyn westchnął cicho i kiwnął
głową. Na pewno będzie tym zachwycona. Lubiła drobnostki.
– To kosztowało więcej niż ci dałem
– szepnął zawstydzony, czując się z tą świadomością cholernie źle. Ktoś znów za
niego płacił.
– A kto obierał cały dzień
pomarańcze?
– Doskonale wiesz, że to miało być
za kolację. Nie rób ze mnie głupca. Ciągle kogoś wykorzystuj.
Diego przeczesał włosy palcami i
przygryzł wargę. Nie lubił, gdy Louis obwiniał się za błahostki. Był świetnym
człowiekiem, którego spotkało nieszczęście. Ani Diego, ani jego rodzina i na
pewno nie Nan, nie żałowała mu pomocy. To nie były wielkie koszty, Louis nie
był drogim obywatelem i niewiele mu było trzeba.
– Mam pomysł – odezwał się Diego
Camacho, pocierając palcami brodę. – Zbiorę książki, które chciałbyś sprzedać i
to zrobię. Po prostu ci pomogę. Sprzedam za wyższą cenę niż tę, którą
najczęściej wystawiasz. Jedną trzecią z utargu wezmę i za to kupię coś do
kawiarni. Resztę ci oddam. Czy taki układ ci odpowiada?
– Zdecydowanie – Lou od razu
przytaknął. – Przynajmniej nie będę mieć kolejnego długu – uśmiechnął się,
ponieważ jego dobry humor znów powrócił.
– Jednak jestem mądry – mruknął
Diego i wrócił do gotowania.
Mieli jeszcze trochę czasu, zanim w
progu pojawi się Nanette. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Diego
miał tu zostać około godziny. Robił za kelnera i wcale mu to nie przeszkadzało.
Chciał pomóc tym dwóm gołąbkom, które do siebie wzdychają. Pasowali do siebie
idealnie. Typowe powiedzenia: dopełniali się jak ogień i woda, jak słońce i
deszcz. Kibicował im z całego serca i miał przekonania, że im się uda. Chociaż
Louis był dość nieśmiały, Nanette wiedziała, czego chce i pragnie. Inaczej nie
dawałaby mu nadziei. Miała dobre serce, więc po co miałaby grać? Nie wodziła
Louisa za nos. Ich uczucia można było wyczytać jak z otwartej księgi,
przynajmniej Diego nie miał z tym problemu. Chociaż to może dlatego, że ich
znał i się z nimi przyjaźnił?
Nanette przyjechała punktualnie.
Nie za wcześnie, nie za późno. Nie lubiła się spóźniać i sama nie tolerowała
spóźnień. Czas był bardzo cenny, przeważnie bardziej niż pieniądze.
Louis powoli zsunął z ramion
dziewczyny płaszcz i odwiesił. Za jej pozwoleniem ułożył dłonie na biodrach
Nanette, przesuwając nimi coraz wyżej. Czuł pod palcami delikatny materiał.
Wiedział, że musiała pięknie wyglądać w sukience. Wyobrażał sobie Nan w kolorze
lazuru. Jak ocean.
– Ślicznie wyglądasz – szepnął,
dotykając policzka dziewczyny.
Nanette przymknęła oczy, na jej
twarzy wymalowały się różane rumieńce. Mimo że Louis nie widział, odczuwała to
jako szczery i czuły komplement prosto z serca. Uśmiechnęła się i musnęła jego
malinowe usta. Poczuł dotyk piórka, ledwie go zapamiętał, ale to wystarczyło,
by serce zabiło mocniej. Westchnął cicho, otrząsając się z przyjemnej chwili,
która mogła trwać wiecznie. Powoli przeszli do salonu, gdzie czekał Diego,
trzymając w ręku butelkę czerwonego wina. Dwa kieliszki, stojące na blacie
zniszczonego stołu, przyniósł z kawiarni. Nan spojrzała na przyjaciela z
uśmiechem.
– Nie przeginaj – mruknął Louis,
odsuwając krzesło dla Nanette.
Wesoły śmiech dziewczyny rozniósł
się po niewielkim pokoju. Ucałowała Diego w policzek i rozbawiona zajęła
miejsce przy stole. Gdy Louis usiadł, ich przezroczyste kieliszki zostały
wypełnione szkarłatnym winem.
– Będę dziś państwa obsługiwać.
Pozwolicie, że udam się po danie – powiedział Diego profesjonalnym tonem.
– To zaszczyt mieć takiego kelnera
– odparła poważnym tonem brunetka i po chwili znów wybuchnęła radosnym
śmiechem.
Diego uśmiechając się, opuścił
pokój i zostawił romantyczną dwójkę samą.
– Mam coś dla ciebie. – Louis
sięgnął po pudełko, które wcześniej położył na stole. Jego dłoń najpierw
natknęła się na talerz, dopiero później na prezent. – Proszę. Mam nadzieję, że
wybór był trafny.
– Och… – Nanette ujęła pudełeczko i
otworzyła je, by ujrzeć piękną, symboliczną bransoletkę.
– Podoba ci się? – spytał Louis,
przerywając ciszę.
Nanette uśmiechnęła się, oglądając
zawieszki przy bransoletce. Bez wahana zapięła ozdobę na nadgarstku i
delikatnie poruszyła ręką, tak że biżuteria zabrzęczała.
– Jest urocza, Lou. Idealnie do
mnie pasuje. Dziękuję. – Dotknęła jego dłoni i lekko ścisnęła.
Chłopak w przeciwsłonecznych
okularach, uśmiechnął się szeroko. Wiedział, że nie kłamała, a świadomość o
prezencie, który mógł jej dać, sprawiała mu radość. Chciał, by za każdym razem,
gdy spojrzy na bransoletkę, pomyślała o nim. Być może odczuwał to jako
zaszczyt, że ta niesamowita dziewczyna jadła z nim dzisiaj kolację, ale w
rzeczywistości było kompletnie na odwrót. To Nanette jadła kolację z chłopakiem
o wyjątkowej osobowości. Uwielbiała jego poczucie humoru, sposób w jaki się
uśmiechał i gdy zdejmował okulary – wtedy widziała zmarszczki wokół jego oczu.
Był jedyny w swoim rodzaju.
Diego wszedł do salonu z pachnącym
daniem. Obsługiwał parę bardzo profesjonalnie i sam spostrzegał, że uśmiecha
się pod nosem. Widok zapatrzonych w siebie, rozmawiających przyjaciół, po
prostu mu odpowiadał. Obydwoje byli szczęśliwi. Niewielkim kosztem mógł pomóc
Louisowi, który prócz tego, że potrzebował, to również zasługiwał. Ludzie
powinni pomagać, nie oczekując niczego w zamian. Tylko w tych czasach było
bardzo ciężko o takie osoby.
Trójka przyjaciół w małym mieszkaniu udowadniała, że przyjaźń potrafi być silniejsza od pychy i zachcianek. W sercu Diego rozpalało się miłe uczucie. Miał świadomość, że dobrze robi, ale teraz musieli pozostać sami. To był wieczór Louisa i Nanette. Opuścił mieszkanie z uśmiechem na ustach. Zadowolony jechał do domu, goniąc noc.
Brunetka o zielonych oczach
siedziała na kanapie Lou, pijąc wino. Był to chyba trzeci kieliszek, więc humor
jej się udzielał i coraz więcej mówiła. Opowiadała Louisowi o galerii,
studiach, ciekawych przeżyciach. Wspominała także o zeszycie, w którym
zaplanowała całą podróż po świecie. Rozmarzona przywoływała obraz Anglii, którą
tak bardzo chciałaby zobaczyć. To samo z Francją, która ciekawiła ją od lat.
Miała marzenia i możliwości, by je spełniać, ale z tym chciała poczekać. Jej
priorytetem były studia oraz Louis. Najpierw załatwi mu dokumenty, później
wizytę u lekarza. A może później będzie możliwa operacja? Jeśli byłaby nadzieja
na odzyskanie wzroku, to ułatwiłoby mu życie.
– Chcę ci coś pokazać – odezwał
się, gdy Nan skończyła kolejną historię.
– Tak? Co takiego? – Odstawiła
kieliszek na podłogę i wzięła chłopaka za rękę.
Uśmiechnął się, wstając, więc
dziewczyna zrobiła to samo. Szła za nim, prowadzona do kolejnego, niewielkiego
pokoju. Już tu była. To pokój z pianinem i książkami wypełniony aż po sufit.
– Chcesz, bym czytała? – spytała,
zerkając na szatyna.
– Nie, aniele – pokręcił głową i
wyciągnął przed siebie ręce.
Ostrożnie szedł w stronę regału.
Gdy poczuł pod palcami grzbiety książek, westchnął zrezygnowany i zawrócił. Nan
podeszła do niego i podprowadziła do pianina, domyślając się, gdzie chce dojść.
– Dziękuję. Zagram ci piosenkę.
Znam ją jedynie z pamięci, nie można też powiedzieć, że umiem grać, bo robię to
od niedawna.
– Naprawdę? – zdziwiła się, kładąc
dłoń na jego ramieniu. – Uczyłeś się grać nie widząc? Sam?
– Tak, ale wciąż się mylę. To tylko
fragment – posłał jej mały uśmiech i usiadł przy pianinie.
Wziął głęboki oddech, przypominając
sobie melodię. Zaczął grać, choć czasem palcem nie trafiał w odpowiedni dźwięk.
Ale komu to przeszkadzało? Ona słuchała jak zaczarowana, on jak zakochany
nastolatek grał, chcąc sprawić jej radość. I nic poza tym się nie liczyło.
Awww... Świetny rozdział :) Lou i Nan idealnie do siebie pasują :)
OdpowiedzUsuńI love ten rozdział 💕
OdpowiedzUsuńSorki za spam:
"Pamiętam kiedy leżeliśmy na łące i patrzyliśmy na niebo z migoczącymi gwiazdami,gdy za każdym razem mówiłem do Ciebie:"Gdy odejdę będę czekał na Ciebie jako Gwiazda".Wtedy wtulałaś się we mnie i mówiłaś:"Nigdy nie będziesz czekał na mnie gdyż mamy to samo serce"
~kolorowaLuś69💜
Zapraszam na moje nowe opowiadanie w formie listów pt."Jesteś moją gwiazdą polarną"
https://www.wattpad.com/story/69389072-jeste%C5%9B-moj%C4%85-gwiazd%C4%85-polarn%C4%85
Jeżu taki idealny rozdział difjidjifdjifjidfdsfdsf
OdpowiedzUsuń