poniedziałek, 14 grudnia 2015

08|| "Odnajdziesz nadzieję nawet wtedy, gdy wszystko runie."

Wiem że nic nie mogę zrobić by to zmienić
Ale czy to jest coś co może być negocowane?
Moje serce już się łamie kochanie, dalej przekręć nóż
Był niedzielny, ciepły poranek. Słonce wzeszło nad Barceloną, rozpoczynając nowy dzień. W końcu pogoda była na tyle dobra, że ludzie chętnie wychodzili z domów, zapominając o rękawiczkach i szalikach. Mimo wszystko listopad okazał nieco laski. Zapomniał o pochmurnym niebie i wstrzymał deszcz.
Powolnym krokiem Louis i Nanette opuszczali ogromną katedrę, w której przed chwilą uczestniczyli w mszy świętej. Wybrali się razem, umówiwszy się poprzedniego dnia. Uznali, że teraz przyda się kawa i chwila na rozmowę. Louis czuł podekscytowanie, lecz starał się tego nie okazywać. Spokojnie szli przez plac. Nan trzymała Lou pod ramię i uważnie słuchała, jak z delikatnym uśmiechem opowiadał jej o książkach. Żył nimi. To jest jego miłość – pomyślała. Mówił z taką radością i pasją, był pochłonięty. Podobał się jej jego głos. Mógłby śpiewać… Uśmiechnęła się na tę myśl. Nagraną piosenkę odtwarzałaby do snu.
Louis zatrzymał się, więc i ona przystanęła. Uniosła głowę, by spojrzeć na chłopaka. Poprawił czarne okulary i głęboko odetchnął, patrząc w niebo. To znaczy… Tak wyglądał. Nan przypomniała sobie jego niebieskie oczy, które podczas mszy patrzyły w jednym kierunku. Nie miała odwagi dłużej mu się przyglądać. Spuściła wzrok, ściskając delikatnie ramię szatyna.
– W co jesteś ubrana? – zapytał, wygładzając ręką poły marynarki.
Miał na sobie jeansy i świeżo upraną koszulę. Chciał wyglądać elegancko, bo szedł do kościoła. W dodatku z piękną Nanette, więc nie powinien odstawać.
– Założyłam błękitną sukienkę, ale mam na sobie granatowy płaszcz. Włosy splotłam w warkocz – opowiedziała, prowadząc go w stronę kawiarni. – Jak myślisz? Ładnie wyglądam? – uśmiechnęła się pod nosem.
– Z pewnością – odparł rozmarzony. – I masz rumieńce na policzkach, ponieważ jest wieje lekki wiatr.
– Mam – przytaknęła, czując się lekko zawstydzona.
Sięgnęła ręką do klamki i otworzyła przed nimi drzwi od lokalu. Kawiarnia była otwarta w niedzielę jako jedna z nielicznych. Miała jedynie krótsze godziny pracy. Diego przyjął nową kelnerkę i trafił w sedno. Uwijała się bardzo szybko i sprawnie. Nie zaliczyła żadnej wpadki, a klienci nie narzekali. Celine zawsze była bardzo uprzejma. Radziła sobie ze wszystkim, przez co Diego miał sporą pomoc. Kawiarnia otwarta w niedzielę pozwalała na większy zysk. Wiadomo, w tych czasach pieniądze były ważne. Nie wisiały na drzewach.
– Lou, martwię się – zaczęła Nan, gdy wchodzili do środka.
Chłopak wyciągnął rękę, przytrzymując drzwi i przepuścił dziewczynę pierwszą.
­– Dlaczego? – zapytał, powoli stawiając kroki.
Znał kawiarnię bardzo dobrze i zdążył zapamiętać rozstawienie stolików. Przeważnie brał ze sobą laskę dla osób niewidomych. Tym razem Nanette przyjechała po niego, więc zrezygnował z pomocy przedmiotu. Brunetkę zdziwiła okolica, lecz nie skomentowała. Louis czekał przy zniszczonej klatce schodowej – nie weszli na górę.
– Cześć – nim odpowiedziała Louisowi na pytanie, podszedł do nich Diego, uśmiechając się szeroko.
Przyjaciel ściągnął ostatnie krzesło ze stołu, niedawno otworzył i musiał posprzątać. Przytulił Nanette, a Louisa poklepał po ramieniu.
– Czego się napijecie? – zapytał, przeczesując palcami włosy.
– Tego co zawsze – poprosił Louis.
– Herbata i espresso, rozumiem. Dobrze, zaraz przyniosę. Mamy naprawdę ładną pogodę. Aż przejdę się później na plażę – mruknął i ruszył do ekspresu.
Nanette uśmiechnęła się, ściągając płaszcz. Idealny dzień na spacer. Zamierzała się przejść, zabierając ze sobą Louisa. Nie była głupia. Nie pytała, bo nie chciał tego, ale domyślała się, że chłopak miał problemy ze wzrokiem. Wszystko o tym świadczyło i nawet jakby bardzo chciał, to nie da rady tego ukryć.
Przygryzła wargę i pomyślała o swojej ofercie. Czy to będzie dobry pomysł? Sprawi mu trudność, jeśli będzie poruszał się po jej domu, nie znając go. Z jednej strony pragnęła jego dotyku, z drugiej nie chciała go narażać. Nie umiała zrezygnować ze spotkań z Louisem. Po nich zawsze czuła się lepiej. Miała wrażenie, że znalazła osobę, z którą może porozmawiać o wszystkim i która jej nie oceni. Poza tym jakiego by tematu nie poruszyła, Louis zawsze podjął dyskusję. Nie nudziła się i lubiła go. Lubiła jego towarzystwo. Pomyślała, że on miał jedynie książki i Diego. To nie dużo jak na młodego chłopaka. Teraz, kiedy… kiedy nie mógł widzieć, czego była prawie pewna, nie mógł również czytać. Ale ona mogła.
Uśmiechnęła się, siadając z Lou przy stoliku. Zamierzała mu pomóc, bo na to zasługiwał. W tym kraju był anonimowy, czego dowiedziała się od Diego. Nie mógł pracować legalnie. Tym bardziej ze swoją wadą. Tyle, że Louis miał wokół siebie życzliwych ludzi, którzy chcieli go wspierać. Nie oszczędzali i nie dbali o siebie, zapominając o innych. Nanette wiedziała, że nie odpuści. Louis był dobrym człowiekiem… Po prostu zagubionym w ogromnej Barcelonie. Chciała poznać przeszłość Louisa, intrygował ją w każdy możliwy sposób. I… był przystojny, podobał jej się – nie potrafiła zaprzeczyć. Nie wyglądał na Hiszpana, co było miłą odmianą.
– Więc dlaczego się martwisz? – zapytał Louis, wyrywając ją z myśli.
Rozkojarzona spojrzała na niego i potarła ręką czoło. No tak, trzeba wrócić do tematu.
– Ponieważ wiem, co ci może być – odparła cicho i spojrzała na niego niepewnie. Nie chciała urazić chłopaka. On jedynie odgarnął włosy z czoła, przekrzywiając głowę. – To znaczy… Domyślam się. Może potrzebujesz iść do lekarza? Nie możesz bagatelizować problemu.
– Nie mogę pójść do lekarza – dotknął jej dłoni.
Nan westchnęła i splotła ich palce ze sobą. Od razu poczuła się lepiej, jakby jej dłoń idealnie pasowała do jego.
– Twoja dłoń pasuje do mojej, jakby została stworzona tylko dla mnie – zanucił, myśląc o tym samym co Nan.
Uśmiechnęła się do niego, czego nie mógł zobaczyć, ale czuł, wiedział…
– Mogę umówić wizytę prywatnie – odezwała się po krótkiej ciszy. – Zapłacę. Lekarz nie będzie o nic pytał. Louis, proszę – namawiała go. – Nie pytam co ci jest, ale chcę pomóc.
– Zanim mi pomożesz, chcę ci coś pokazać – uśmiechnął się, a dziewczyna poczuła ulgę. Właśnie zgodził się i przyjął wyciągniętą rękę.
– Co takiego? – odsunęła się od stolika i odebrała od Diego zamówienie.
Kelner ponownie poklepał Lou po ramieniu i odszedł. Chłopak odczekał chwilę, aby potem znów spleść palce z palcami dziewczyny. Drugą ręką przeczesał włosy, potrząsnął nimi i odsunął z czoła, zwilżając językiem dolną wargę.
– Mój dom – odpowiedział. – Chciałbym, żebyś wiedziała, jak mieszkam. Zależy mi na tym.
– Z przyjemnością – powiedziała radośnie. – Jasne. Jestem tego ciekawa, bo zadziwiasz mnie. Jak możesz mieszkać sam? Radzisz sobie? – była tak podekscytowana tą propozycją, że kręciła się na krześle jak małe dziecko.
Właśnie zaprosił ją do swojego mieszkania. Zdawała sobie sprawę, że niedługo jej ciekawość zostanie zaspokojona.
– Radzę sobie – kiwnął głową, poprawiając okulary, które zsunęły mu się na nos. – Na początku było trudno, ale przyzwyczaiłem się. Wszystkiego można się nauczyć, Nan. Chociaż przede mną jeszcze długa droga – zawiesił na moment głos. – Czy mogłabyś opowiedzieć mi o swojej pracy? Ciągle rozmawiamy o mnie. Mów cokolwiek. Lubię słuchać twojego głosu – stwierdził, na co od razu się uśmiechnęła. Chyba nigdy mu nie odmówi.
Jego słowa upewniły ją w swoim pomyślę. Potem zamierzała z nim o tym porozmawiać. Sądziła, że się zgodzi.
~*~
Louis wprowadził drobną brunetkę do mieszkania i zamknął za nimi drzwi. Wyciągnął ręce przed siebie i dotknął ramion Nanette. Powoli zsunął jej płaszcz, a potem ostrożnie go odwiesił. Sam również się rozebrał z marynarki. Pięć kroków do kuchni. Dokładnie pięć. Nan wsunęła filigranową dłoń w jego dłoń i ruszyła w stronę salonu. Louis przywołał w głowie obraz pokoju. Powoli przeszedł jeszcze pół metra i natknął się na krzesło. Odsunął je od stołu, a dziewczyna zajęła miejsce.
– Napijesz się czegoś? – zaproponował, dotykając dłonią jej ramienia.
Pod palcami wyczuł delikatny materiał sukienki. Musiała naprawdę pięknie wyglądać.
– Nie, dziękuję, Lou. Pokażesz mi całe mieszkanie? – rozejrzała się i jej wzrok zatrzymał się na stosie ubrań pod ścianą na starym fotelu.
Drzwi szafy były otwarte, a rzeczy w niej niepoukładane. Przez jedno ze skrzydeł przewieszona została biała koszula. Nie było bałaganu, ale wiedziała, że Louis miał trudności. Oczywiście, mógł mówić, że zna swoje mieszkanie, co nie zmieniała faktu, że nie był w stanie zrobić wszystkiego. Nie powinien mieszkać sama. Bolała ją myśl, że nie potrafiła znaleźć rozwiązania. Mogli nie mówić głośno o tym, co dolegało Louisowi, lecz nie mogli udawać, że nie było problemu i stać w miejscu. Trzeba było działać.
– Tak, pokażę – ściągnął ją na ziemię swoim głosem.
– Oprowadź mnie – poprosiła, chwytając Louisa za rękę.
Wstała z krzesła i nie czekając na pozwolenie, ruszyła do kolejnego pomieszczenia. Louis zaśmiał się, bo to on był prowadzony.
– To kuchnia – stwierdził, kiedy uznał, że kroki zgadzały się z odległością. – Mała, nie ma w niej dużo. Czasem boję się używać noża. Wiesz, nawet się zaciąłem kilka razy, ale spokojnie, łez nie było – zażartował.
Teraz obydwoje się zaśmiali. Louis objął dziewczynę w pasie, nie wahając się. Nie przestała się uśmiechać. Mogła go odepchnąć, ale tego nie zrobiła. Poza tym nie chciała. Miała wrażenie, że jej miejsce jest właśnie w jego ramionach.
Rozejrzała się po pomieszczeniu i zamyśliła. Jak dbał o czystości? W zlewie nie było naczyń, blat był starty i wszystko zostało poukładane. Przecież to niemożliwe, aby znał na pamięć każde miejsce różnych rzeczy. Chyba, że… jednak on potrafił.
– Perfekcyjny pan domu – zauważyła ze śmiechem. – Jestem dumna.
– Dziękuję bardzo – odparł, kładąc dłoń na sercu.
Pocałowała go w policzek, co było dla niego jak muśnięcie ustami anioła. Naprawdę. Pobudziła każdy jego nerw. Odsunęła się, ale tylko po to, by wziąć go za rękę i iść dalej. Weszli do sypialni Louisa, jeśli można było nazwać tak ten pokój. Praktycznie nic tu nie było, łóżka również. Chłopak sypiał na podłodze. Na widok koców, Nan coś ścisnęło za serce. Nie pozwolę na to, kupię łóżko i pomogę mu w poruszaniu się po domu – pomyślała.
– Jesteś bardzo silny. Nigdy się nie poddajesz – ułożyła dłonie na torsie Louisa. – Nie wielu osób ma taką wolę.
– Mam siłę dzięki wiary. Gdy przestajesz się modlić, powietrze z ciebie ucieka. Bóg zostawia ślady w naszym sercu. To wskazówki jak mamy żyć. Trzeba zagłębić się w siebie samego. Odnajdziesz nadzieję nawet wtedy, gdy wszystko runie. Kiedy miesiąc temu stało się coś, czego spodziewałem się od dawna, ale zmieniło całe moje życie, prawie się poddałem. Ale wiesz co? – przytulił ją do siebie, jeżdżąc dłońmi po plecach Nanette. ­– Potem ktoś dotknął mojego ramienia i pomógł mi wstać. A może to był tylko sen? Nie wiem, ale uwierzyłem w to tak mocno, że znajduję się tutaj i walczę o każdy dzień – wyznał, poprawiając okulary.
Powoli odsunął się i ostrożnie podszedł do okna, dłonie ułożył na parapecie. Zapadła cisza podczas której słowa Louisa trafiały do Nanette. Patrzyła na niego, będąc w kompletnym szoku. Wierzyła w Boga, ale jej wiara nigdy nie była tak mocna, jak jego. Właśnie teraz poczuła, że musi otworzyć swe serce, nie oczy. Louis był przykładem osoby, która z każdym upadkiem stawała się silniejsza. Była z niego cholernie dumna. Może nie znała tego chłopaka długo, ale nie zamierzała poprzestać na kilku spotkaniach. Intrygował ją. Pragnęła jeszcze więcej, choć pod tym słowem kryło się coś więcej niż rozmowy. Nie była pewna co myśli i co czuje, coraz trudniej rozumiała siebie.
– Chodźmy dalej – poprosił Louis, czując się niekomfortowo w długiej ciszy.
– Tak, oczywiście. Już, chodźmy – Nan potrząsnęła głową i podeszła do niego, by wziąć za rękę.
Wolnym krokiem przeszli do małego pokoju, który wypełniały książki. Stary, zniszczy przez lata regał uginał się pod ciężarem lektur. Na stoliku przy oknie leżała otwarta książka. Louis musiał zacząć ją czytać jeszcze przed… Jeszcze kiedy mógł. Nanette puściła jego dłoń i podeszła do mebla, by wziąć egzemplarz do rąk. Spojrzała na okładkę, a jej serce zabiło mocniej. Mia E. Benítez. – nazwisko panieńskie jej matki. Słyszała, że coś pisała, ale nie miała pojęcia o wydaniu książki. Tata o tym nie wspominał. Dlaczego stało się to tajemnicą? O czym była ta książka? Jeśli to pamiętnik… Mógłby wiele wyjaśnić. Chciałaby to przeczytać, ale z drugiej strony bała się. Nie wiedziała czemu, rodzice kochali się i nie mogła dowiedzieć się niczego strasznego. Biorąc pod uwagę, że nie wiedziała o czym była ta lektura, nie miała pewności, że to pamiętnik.
– Skąd masz tę książkę? – spytała cicho, przesuwając palcami po tytule.
– Którą, Nan? – Louis na wyczucie podszedł bliżej. Wpadł na krzesło, ale na szczęście go nie przewrócił. – Tu jest dużo książek – dodał, układając dłonie na oparciu mebla.
– Linia życia naszych serc – odpowiedziała.
Chłopak zmarszczył brwi, starając sobie przypomnieć o czym mówi Nan. Czytał jakąś książkę, dokładnie romans.
– Ach tak – klasnął w dłonie. – Kupiłem ją u braci Elvador. Taka stara księgarnia. Coś się stało?
Nan odłożyła książkę i podeszła do Lou, łapiąc go za rękę po raz kolejny tego dnia.
– To moja matka napisała tę książkę. Nie wiedziałam. Poza tym księgarnia należy do moich wujków. Braci ojca. Nie utrzymujemy kontaktów, ale to długa historia. Nieważne – westchnęła cicho, bawiąc się ich palcami. – Kiedyś ci opowiem. Teraz posłuchaj. Chciałam przedstawić ci mój pomysł. Nie dasz rady pracować, obydwoje to wiemy. Widzę jak smutny będziesz bez książek. Chcę… chcę ci je czytać. Zgadzasz się? – przygryzła wargę i spojrzała na niego, czekając.
Naprawdę tego chciała. Robiłaby to, najlepiej jak umiała. Przelewała w tekst dużo emocji. Aby czuł to co ona, gdy będzie czytała. Poza tym była to szansa na częste spotkanie.

– Tak – szepnął, biorąc twarz Nanette w dłonie. – Proszę.
~~~*~~~
Ostatnio marnie z komentarzami u was. Proszę, chcę znać Waszą opinię. Bardzo ważne jest dla mnie to opowiadanie :). Mamy nowy szablon! Jak się podoba?

10 komentarzy:

  1. O MÓJ BOŻE... *-* CUDOWNY!! ^^ <3

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG! Wreszcie spełnia się marzenie Lou, żeby Nan była blisko niego.. Czy to sen? Oni są tacy kochani, widać, że jej zależy na nim i chce mu pomóc w każdy możliwy sposób, mam nadzieję, że jej się uda. Bo Lou wiadomo, że zależy to jego miłość. Nie mogę doczekać się ich kolejnego spotkania, więc czekam na następny rozdział xx :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham takie opowiadania :3 Słoodkie *.*
    Pozdrowionka C:
    http://mylifeformylife93.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. WOW! Masz wielki talent do pisania :)

    http://londonkidx.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju, ale pięknie piszesz i masz talent też do pisania opisów ♥.
    Obserwujemy? Mogłabyś dać mi znać u mnie? :)
    ania-ania3.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. O moj boze zakochałam się!!!
    Masz świetny styl pisania :*
    dodaje do obserwowanych
    i zapraszam
    onlymomcanjudge.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawe! ;)
    Zapraszam ponownie http://www.emptyy-promises.blogspot.com/ ;)
    Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt :*

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG 😍 To jest przecudowne *_*

    OdpowiedzUsuń
  9. Omg nie wiem co mam myśleć mam mieszans uczucia tak bardzo mi go żal ale dobrze że ma ją mmm :***

    OdpowiedzUsuń