sobota, 19 września 2015

01|| "Teraz to Barcelona była jego domem".





Czar­ne i białe są kla­wisze piani­na, lecz brzmią one mi­liona­mi ko­lorów w two­jej głowie. Wczo­raj do ciebie nie na­leży. Jut­ro niepew­ne. Tyl­ko dziś jest twoje. Człowiek jest wiel­ki nie przez to, co po­siada, lecz przez to, kim jest; nie przez to, co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi. 
Spróbuj to zrozumieć, a poznasz człowieka, który zasłużył na dobro. Poznasz człowieka, który pragnął kochać i być kochanym. „Niech nasza dro­ga będzie wspólna. Niech nasza mod­litwa będzie po­kor­na. Niech nasza miłość będzie potężna. Niech nasza nadzieja będzie większa od wszys­tkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać. " Tymi słowami co dzień modlił się o to, by choć na moment na niego spojrzała. Podziwiał swoją miłość, póki mógł zapamiętać ją w swojej głowie. A potem... potem tylko odtwarzał ten obraz, aby nigdy nie zniknął. Kolor nieba  stał się szary, kolor słońca nie był znany. Pozostały mu zmysły inne niż wzrok, ale to wzrok był dla niego najcenniejszy.

Louis przez całe swoje życie miał wiele szczęścia. W końcu, żeby mógł przeżyć, los musiał układać mu trafne ścieżki. Nie mógł mu rzucać pod nogi kłód. Dlatego właśnie Louis dał radę i cieszył się z każdego dnia, jaki mu dano. Ukrywając się wśród uliczek Barcelony, nie martwił się o przyszłość, nie wspominał o przeszłości. Zarabiał na farta. Bardzo prosto, robił coś na chwilę. Miał pieniądze i za chwilę jego kieszenie stawały się puste. Nigdy nie żałował, bo uważał, że przyjemność trzeba dzielić w danym momencie, a potem może być za późno. 
Nie chodził głodny i brudny, jak mogłoby się zdawać. Nie mieszkał w ciepłym mieszkanku i nie miał kredensu z porcelaną babci. Znajdował miejsce, gdzie mu się podobało i nigdy jeszcze nikomu nie przeszkodził. Życzliwi ludzie wciąż żyli w tym starym mieście okrytym tajemnicami, o jakich Carlos Ruiz Zafon nie śnił wspomnieć w swych pięknych książkach, które Louis tak uwielbiał. Zawsze znalazł kogoś, gdzie mógł się wykąpać, czasem przespać. Nie skarżył się, nie narzekał, a gdy słońce zachodziło, unosił głowę i dziękował Bogu. 
Siedząc na rynku, gdzie roiło się od turystów, patrzył w niebo, a do głowy przyszła mu jedna myśl. Zdał sobie sprawę, że nigdy nie zadał pytania "Dlaczego jest jak jest?" lub "Dlaczego on?". Oczywiście, każdy mógł mieć pretensje o to, że sypia na ulicach, nie ma domu i rodziny, ale nie Louis. Dla Louisa darem było samo życie i chciał czerpać z tego jak najwięcej. Nie mógłby obwiniać kogokolwiek za swój los, bo był wdzięczny.
Zwrócił swój wzrok w stronę drewnianej skrzynki, stojącej przed nim. Trzy karty leżały obrazkiem do dołu. Czekały na szczęściarza, który wylosuje Asa i wygra dwa euro. Jeśli nie wylosuje, płaci dwa euro. Wielu próbowało i naprawdę wielu poległo, chociaż Louis nie oszukiwał. Po prostu umiał zwodzić wzrok grającego, dzięki czemu ten zapominał, gdzie był As przed pomieszaniem kart. Chłopak wymyślał coraz nowe sposoby zarobku, nie lubił robić tego samego. Albo nie trafił na ciekawą robotę, którą chciał wykonywać dłużej. W ostatni weekend uznał, że będzie chodzić po plaży i roznosić niebieskie róże. Bardzo wiele zakochanych par kupiło oryginalne kwiaty. Skąd je miał? Może ukradł... Może zdobył, a może ktoś mu je dał? To będzie jego słodka tajemnica. To dalej był dobry człowiek, nie każdy jest przejrzysty, bez grzeszny. 
Kiedy chłopiec w wieku dwunastu lat, podszedł do niego i uśmiechnął się, wyciągając rękę z dwoma euro, Louis przekrzywił głowę i zmrużył oczy. Obraz mu się rozmazywał, a słońce nie pomagało. Kiwnął głową i przetasował trzy karty. Ułożył je wierzchem do góry, aby klient mógł się przyjrzeć. Skupił wzrok na asie. Louis zamieszał karty kilkakrotnie, jednak chłopiec zdawał się być pewny, gdzie leży wygrana karta. Udało mu się. 
– Gratuluję – powiedział Louis, przeczesując palcami swoje brązowe włosy, które wpadały mu w oczy i przeszkadzały. 
Były zbyt długie, ale nie zwracał na to uwagi. Trudno, nie zamierzał korzystać z usług fryzjera.
– Mogę spróbować? Jeśli ty wygrasz, to dam ci pięć euro wraz z tymi dwoma - odparł chłopiec i sięgnął do kieszeni po monety.
Ułożył je na skrzynce. 
– Dobrze – Louis kiwnął głową i podał mu karty.
Otoczony Hiszpanami, zapomniał już jak mówi się po angielsku. Chociaż nigdy nie uczył się języka hiszpańskiego, lata spędzone tutaj dały mu bardzo dużo. Rozumiał, odpowiadał. Może nie umiałby napisać listu czy jakiejś poprawnej wiadomości, ale umiał się porozumieć. To chyba było najważniejsze.
– Spróbuj – mruknął chłopiec, układając trzy karty, które wcześniej pomieszał.
Louis nie miał dobrego wzroku. Wręcz przeciwnie. Coraz gorzej widział i spostrzegawczość nie była jego dobrą stroną. Chociaż wcześniej obserwował, jak radzi sobie dwunastolatek, nie wyłapał miejsca asa. Teraz po prostu zamierzał zgadnąć. Wyciągnął rękę i dotknął palcem trzeciej od lewej karty. Powoli ją odwrócił.
– Wygrałeś – stwierdził chłopiec zadowolonym tonem. – Miłego dnia – dodał, odchodząc.
Lou przejechał językiem po dolnej wardze, zwilżając ją i schował do kieszeni podartych jeansów kilka monet. Zabrał karty, a skrzynkę zostawił za ścianą restauracji. Nie musiał się o nią martwić, jak nie ta, to będzie inna. Poza tym jutro i tak zamierzał robić coś innego. Jeszcze nie wiedział co, ale do wieczora miał czas. Coś mogło mu wpaść do głowy. 
Krocząc deptakiem Barcelony, trzymał ręce w kieszeniach spodni. Jego palce co raz dotykały zimnych monet, a wtedy Louis uśmiechał się zadowolony. Najczęściej swoje pieniądze wydawał na jakieś tanie ubrania albo najpotrzebniejsze rzeczy, no i oczywiście, na książki. Przeczytał setki książek – dosłownie. Kupował tylko te pisane po angielsku. Nie mówił już w tym języku, ale łatwiej rozumiał tekst, niż byłby on w języku hiszpańskim. Swój dobytek trzymał w skrytce pocztowej. Nie miał wiele możliwości, a to było najcenniejsze co miał. Nie chciał stracić swojego świata. Świata, w którym było mu wolno marzyć, chować się, odpoczywać i cieszyć z bohaterami. Każdą książkę szanował i dbał o nią, jak gdyby była skarbem. Nie był człowiekiem wykształconym, ale nie dało się ukryć, że posiadał intelekt. Może chłopak skryty w zniszczonych, lecz nie brudnych, ubraniach był kimś więcej? Może miał jakiś cel do zdobycia? Misję do wykonania? Musiał się tego dowiedzieć. Dlatego właśnie każdy dzień był dla niego tak ważny, jakby miał być odpowiedzią na wszystkie, dręczące pytania. Korzystał, bo bał się, że może już nie otworzyć oczu. Albo otworzyć i zobaczyć ciemność. Czasem ten strach budził się w jego głowie i nie pozwalał, aby wesoły uśmiech, który codziennie mu towarzyszył, pojawił się na jego twarzy. Ale szybko myślał o czym innym i wracał do bycia sobą. Nie mógł się smucić, nie było mu wolno. Zawsze mogłoby być gorzej, prawda?
            Kiedy wszedł do starego, zniszczonego budynku, gdzie wszystko się sypało, poczuł, jak bardzo był zmęczony. Nie spał od piątej rano. Nie chciał bezczynnie siedzieć. Obszedł pół miasta, a teraz jego nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Dlatego jak ociężale wszedł na piętro, gdzie przy słupie zostawił plecak ze swoimi rzeczami. Budynek nie posiadał ścian. Kiedyś był parkingiem. To była jedyna konstrukcja z podłóg i sufitów z betonu. Louis miał widok na połowę miasta. Uwielbiał to. Najczęściej zasypiał właśnie w tym miejscu. Oczywiście, czasem los gonił go gdzie indziej, ale to tutaj lubił wracać.
            Teraz to Barcelona była jego domem. Tajemnicza, nieodkryta Barcelona. Zwiedził miasta Hiszpanii dużo chodząc, łapiąc się na gapę, czy jeżdżąc autostopem. Nie potrzebował niczego więcej prócz wolności jaką sam sobie dawał. Nie był od niczego zależny i nic nie trzymało go w ryzach. Nie musiał chodzić w garniturze, duszony przez krawat. Nie siedział w biurze na nudnych spotkaniach. Ale była jedna rzecz do jakiej nie lubił się przyznawać. Zazdrościł. Och, nie zazdrościł komuś domu czy samochodu. Nie był materialistą, każdy to wiedział. On po prostu zazdrościł osobom zakochanym. Też chciał kochać i mieć z kim dzielić szczęście w swoim marnym życiu. Ktoś napisał niezłą bajkę. Czy dla Louisa miała happy end?
~~~*~~~
Dzisiaj jedynie tyle, wiem, że to krótki rozdział, ale chciałam, aby był wprowadzeniem. Mam ogromną nadzieję, że pokochacie tego Louisa, tę historię. To już nawet nie jest fanfiction. Owszem, biorę zdjęcie i nazwisko, ale nic więcej nie ma wspólnego Louis z 1D do mojego Louisa.
Tego jestem pewna. Jeśli chcecie to piszcie na TT pod jakimś hasztagiem. Nie wiem, na przykład: #pianistaFF ale nie nalegam, spokojnie. Po prostu chciałabym, aby każdy kto przeczyta coś po sobie zostawił. Nawet nie wiecie, jak jestem szczęśliwa, że mogę pisać dla Was kolejną historię.

6 komentarzy:

  1. A ja jestem szczęśliwa, że mogę czytać kolejną historię pisaną przez Ciebie! Kocham to jak piszesz, jak wszystko opisujesz :) Masz ogromny talent :)
    Ten rozdział, mimo że nic szczególnego się w nim nie dzieje, bardzo mi się podoba. Możemy tu choć trochę poznać Louisa. Jestem ciekawa jego dalszych losów :)
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
    /@zosia_official

    OdpowiedzUsuń
  2. Już pokochałam tego Louisa ☺
    Do następnego Skarbie ♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć :)
    Pierwsze co przychodzi mi na myśl, to Ci podziękować. Dawno nie czytałam opowiadania, które porusza mnie nie dlatego, że fabuła jest wzruszająca ze względu na wydarzenia bohaterów, a dlatego, że historia jest bardzo mądra. A Twoja taka właśnie jest. Wiem to już teraz, po przeczytaniu wyjątkowego prologu i cudownego rozdziału. Pierwszy raz spotkałam się z taką formą prologu, bardziej wierszem, i bardzo mi się to spodobało. Cieszę się, że to opowiadanie nie będzie ff, bo choć nie ma to wpływu na styl pisania, ja ostatnio mam dosyć takich historii. Pragnęłam od dawna wyrwać się z takich tematyk i zasiąść przy czymś innym, odmiennym, życiowym i mądrym. Bardzo się cieszę, że tu trafiłam. :)
    Już lubię postać Louisa. Nie narzeka na swój los, choć wielu ludzi na jego miejscu by tak robiło. Nie sięgnął po alkohol ani żadne inne używki, bo rozpaczać nad tym co go spotkało. On robi zupełnie na odwrót, jakby na przekór wszystkim, cieszy się z tego co ma i co najważniejsze i najpiękniejsze, cieszy się, że żyje. Dostał tę szansę i postanowił ją wykorzystać bez względu na to, co go w życiu spotkało.
    Domyślam się, że Louis odnajdzie swoją miłość, jednak wyczuwam, że będzie mu trudno ją zdobyć. Czuję jednak, że gdy mu się to uda, to będzie coś niesamowicie wspaniałego.
    Bardzo podoba mi się to, że ten rozdział składa się z samego (prawie) opisu. Bardzo cenię sobie takie rozdziały i najbardziej je lubię. Jeśli całe opowiadanie będzie w takiej formie (albo chociaż jego większa część) to znajdę Cię i będę całować po rękach i nogach. :D A tak na poważnie, to byłabym Ci bardzo wdzięczna. Bo czytanie czegoś takiego, tych mądrych i dojrzałych słów w formie opisów a nie dialogów, to rozkosz dla mojej duszy.
    Zapisuję się do 'widzów' i mam nadzieję, że nie zapomnisz poinformować mnie o nowym rozdziale. :)
    W wolnej chwili zapraszam do siebie. Jest tam dopiero zapowiedź, ale może Cię zaciekawi i sprawi, że zostaniesz na dłużej. :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka
    Jestem po tym rozdziale na 100% pewna ze będę czytać te Fanfiction
    Że na pewno juz go nie zostawie bo mnie juz w tej chwili wciagnelo :*
    Ten rozdział jest bardzo wciągający
    Poznajemy historie Louisa
    I to jaka historie
    Bardzo trudne życie,bez miłości,mam nadzieje ze w jego życiu niedługo ktoś się pojawi

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejna historia Twojego autorstwa, gdzie po pierwszym rozdziale czuję się oczarowana. Mimo, że jest to pierwszy rozdział, czuję się doskonale wprowadzona. Tak jakby ktoś złapał mnie za rękę i ciągnął uliczkami Barcelony, podążając za Lou. Lecę czytać kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  6. Już zakochałam się w tej historii i w tym Louisi'e ❤❤❤
    Na pewno będzie idealnie ❤❤

    OdpowiedzUsuń